Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pomagając Ukrainie ładuję baterie człowieczeństwa

Marta Chmielińska
Marta Chmielińska
Ks. Tomasz Duszkiewicz (pierwszy z lewej) już siedem razy jeździł z pomocą na Ukrainę.
Ks. Tomasz Duszkiewicz (pierwszy z lewej) już siedem razy jeździł z pomocą na Ukrainę. Ekologiczne Forum Młodzieży
Ks. Tomasz Duszkiewicz z Fundacją Ekologiczne Forum Młodzieży już siedem razy jeździł z pomocą na Ukrainę. Opowiada nam o organizowaniu wsparcia dla potrzebujących Ukraińców, swoich wyjazdach z darami za Kijów i pomocy księży w Drohiczynie.

Jest Ksiądz zaangażowany w bezpośrednią pomoc Ukrainie. Ile razy jeździł Ksiądz przez naszą wschodnią granicę od początku wojny?

Łącznie jeździliśmy siedem razy i za każdym razem wozimy dary. Za każdym razem dostarczamy żywność, ale także leki, środki opatrunkowe, odzież – w tym także „leśną” podarowaną przez leśników. Przewoziliśmy na przykład cewniki, które potrzebne były na froncie w szpitalach wojskowych, ich ilość liczyć można w tysiącach sztuk. Dostarczamy na Ukrainę bardzo różne przedmioty, a ponieważ jesteśmy w kontakcie z ukraińskimi służbami, to wiemy dokładnie co jest najbardziej tam potrzebne. To również gwarantuje to, że zebrane rzeczy trafiają tam, gdzie powinny.


Z kim Ksiądz współpracuje przy tej pomocy?

W akcję pomocy zaangażowała się przede wszystkim Fundacja Ekologiczne Forum Młodzieży, czyli kilkunastu wspaniałych młodych ludzi z Marceliną Puchalską i Hubertem Łukasiewiczem na czele. Oni nie tylko zajmowali się organizacją transportów, ale też jeździli za każdym razem na Ukrainę z tą pomocą i pracowali bardzo ciężko – także fizycznie, w czasie wspólnych wyjazdów. Oczywiście bardzo angażują się leśnicy, zarówno z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych z Białegostoku, jak i Poznania. Ponadto współpracujemy z Niemcami i Holandią – z charytatywną Fundacją Darzyć Uśmiechem. Zrzeszeni są w niej Polacy, którzy bardzo aktywnie zaangażowali się w zbiórkę pomocy dla Ukrainy. Do wspólnej pomocy garną się różne środowiska – i kościelne i bardzo świeckie, ale wszyscy łączymy się w jednym celu i to jest piękne, że pomimo wielu, także bardzo poważnych różnic, umiemy współpracować dając dobro innym ludziom.

To, o czym Ksiądz mówi, to pomoc w zbieraniu darów i dostarczanie ich na teren objęty wojną, ale to nie jedyna forma wsparcia Ukraińców, którą prowadzicie?

Racja. Tu na miejscu, w Kurii Diecezjalnej również pomagamy Ukraińcom, a w zasadzie Ukrainkom z dziećmi. Ksiądz biskup Piotr Sawczuk, przyjął do zabudowań diecezjalnych osoby, które uciekły przed wojną. I co ważne - nie tylko udostępnił miejsce do życia, ale też zaprosił do codziennego wspólnego stołu. Wszyscy Ukraińcy, którzy zamieszkali w Drohiczynie są niejako członkami wspólnoty, bez względu na wyznanie. Biskup otworzył przed nimi nie tylko drzwi domu, ale i serce. Tak jak zresztą wszyscy księża i siostry zakonne w Drohiczynie. Poza tym Ksiądz Biskup podarował wino do mszy świętych, komunikanty, hostię, Paschał, olej do świec do Katedry w Kijowie. Oni tego nie mieli. Za te działania ksiądz biskup i ja otrzymaliśmy podziękowanie na piśmie od prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego.

Ksiądz jeździł jako wsparcie duchowe?

To też, ale przede wszystkim sam kierowałem jednym z samochodów i oczywiście pracowałem na równi z innymi przy rozładunku. Taki wyjazd to 24 godziny ciężkiej pracy w stresie. Nie tylko dlatego, że kierowca musi być cały czas skupiony, ale też dlatego, że wokół trwają działania wojenne. Wielokrotnie mieliśmy okazję słyszeć syreny wyjące na alarm i widzieć żołnierzy z bronią i to takich prawdziwych, nie na paradzie wojskowej.

Czy zdarzyło się Wam być świadkiem dramatycznych wydarzeń?

Tak, jak mówiłem – słyszeliśmy syreny obwieszczające atak, ale też spotkaliśmy się z próbą przejęcia naszego transportu. To były prawdziwie groźne chwile. Nie chcę wdawać się w szczegóły, ale można rzec, że dostaliśmy się w środek operacji prowadzonej przez służby specjalne Ukrainy a nasze samochody miały być łupem śledzonych i rozpracowywanych przestępców. Strachu się najedliśmy, nie powiem. Wszystko jednak skończyło się dobrze, choć kilku naszych ludzi nie wytrzymało stresu i uciekło, co dodatkowo utrudniło naszą sytuację.


Czy będzie następny transport?

Tam trzeba jechać i pomagać. Koniecznie. My nic z tego dnie mamy, jedynie satysfakcję z czynienia dobra. Każdy wyjazd to ogromna praca koordynatorów i wszystkich członków Fundacji, zawozimy pełne busy a wracamy z pustym bagażnikiem i zmęczeni. To jest praca bez przerwy przez 24 godziny, ale warto to robić. Choć ta pomoc, która kiedyś była bardzo duża, teraz osłabła. Polacy bardziej pomagają tym Ukraińcom, którzy są w Polce, ale tym ludziom na froncie pomoc wciąż jest bardzo potrzebna. Szykujemy się już zatem i już działamy. Następny wyjazd planujemy we wrześniu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Pomagając Ukrainie ładuję baterie człowieczeństwa - Siemiatycze Nasze Miasto

Wróć na hajnowka.naszemiasto.pl Nasze Miasto